Niegdyś było to sanatorium które przekształcono w specjalistyczny szpital, była to jedna z lepszych placówek medycznych w okolicy. Dziś to ruina która straszy okolicznych mieszkańców i przyciąga poszukiwaczy mocnych wrażeń.
Historia Stalownika – Od sanatorium do ruiny
Wzniesiony w latach 60. XX wieku, Stalownik zainicjował swoją działalność jako sanatorium dla hutników, oferując leczenie gruźlicy w otoczeniu czystego górskiego powietrza. Jego lokalizacja na zboczu Łysej Góry nie była przypadkowa – ówczesne przekonania medyczne głosiły, że klimat górski sprzyja regeneracji i zdrowiu.
Wraz z biegiem lat, Stalownik ewoluował, przekształcając się w specjalistyczny szpital miejski, który zyskał uznanie nie tylko wśród mieszkańców regionu, ale i pacjentów z dalszych części Polski. Jego nowoczesne na tamte czasy udogodnienia, w tym komfortowe pokoje pacjentów, zaawansowane pracownie diagnostyczne i szeroki zakres specjalistycznych usług medycznych, sprawiły, że stał się jednym z najbardziej cenionych ośrodków leczenia chorób płuc.
Poza oddziałem ftyzjatrycznym, pulmonologicznym, internistycznym i chirurgicznym z 2 salami operacyjnymi sanatorium dysponowało pracownią RTG, fizjopatologiczną, fizykoterapii, gabinetem dentystycznym, ginekologicznym, okulistycznym, laryngologicznym oraz salą kinezyterapii, zespołami pomieszczeń apteki i laboratoriami bakteriologii, biochemii i hematologii. Dodajmy, że w budynku znajdowała się biblioteka i czytelnia, kawiarnia a nawet sala kinowa.
Zamknięcie i upadek Stalownika
Przełom XX i XXI wieku przyniósł jednak zmiany, które Stalownik nie był w stanie przetrwać. Rozwój nowych technologii medycznych, zmiana potrzeb pacjentów oraz budowa nowocześniejszych placówek w Bielsku-Białej sprawiły, że obiekt zaczął tracić na znaczeniu. W 2001 roku podjęto decyzję o zamknięciu szpitala, co stało się początkiem jego końca. Bez należytej opieki i utrzymania, budynek szybko zaczął popadać w ruinę, stając się łupem dla wandali i złomiarzy.
Budynek został wystawiony na sprzedaż i w 2006 kupił go podhalański przedsiębiorca, za który zapłacił 2 mln zł. To był już początek końca – nowy właściciel nie zabezpieczył należycie obiektu i zaczął rozbiórkę bez niezbędnych pozwoleń. Nadzór budowlany wstrzymał prace, sprawa trafiła do sądu, a biznesmen dostał wyrok w zawieszeniu. W 2018 roku rozebrano część administracyjną obiektu, ale sam szkielet straszy nadal.
Miejsce dla pasjonatów mocnych wrażeń
Mimo upływu lat od zamknięcia, Stalownik nie został zapomniany. Jego ruiny stały się obiektem zainteresowania miłośników urban exploration – poszukiwaczy miejskich eksploracji, którzy w opuszczonych budynkach dostrzegają niepowtarzalny urok i historię. Wśród zarośniętych ścieżek i rozpadających się murów szpitala kryją się historie pacjentów i personelu, które choć nieuchronnie zatarły się w pamięci, wciąż można odczuć, przemierzając jego korytarze.
Eksploracja Stalownika, mimo swojego niezaprzeczalnego uroku, niesie ze sobą realne zagrożenia. Ruina, choć malownicza, jest miejscem, gdzie łatwo o wypadek. Zawalone stropy, wystające zbrojenia, czy niezabezpieczone szyby wind – to tylko niektóre z niebezpieczeństw, na które można natknąć się, przemierzając opuszczony obiekt.
Wśród opuszczonych korytarzy i zrujnowanych sal szpitala Stalownik kryje się mroczna strona historii tego miejsca. Pomimo jego fascynującej przeszłości, nie można zapomnieć o tragediach, które się tam rozegrały. W ostatnich latach, ruiny szpitala były świadkiem kilku tragicznych zdarzeń, w tym śmierci osób, które z różnych przyczyn znalazły się na terenie obiektu.
Przykłady takie jak śmierć 18-latki w 2019 roku, 26-latka w 2020 roku, czy 17-latka w kolejnym roku, są przypomnieniem o realnych zagrożeniach, jakie niesie ze sobą eksploracja miejsc opuszczonych i zaniedbanych.